piątek, 26 czerwca 2015

ROSÓŁ Z KURY DOMOWEJ - Natasza Socha (przedpremierowo)



Zacznę od tego, że jestem kurą domową. Żoną, matką, dobrą przyjaciółką mopa, garnka, żelazka oraz pralki, która zrezygnowała z pracy zawodowej i postanowiła zostać strażniczką domowego ładu i porządku. Mój tydzień nie składa się z dni powszednich i weekendu, ale z siedmiu dni roboczych, które w większości są do siebie bardzo podobne (zakupy, gotowanie, sprzątanie, rachunki, spacer i zabawy z dzieckiem), a urozmaica je jedynie spontaniczny wyjazd, nagła awaria albo czyjeś odwiedziny. Na szczęście, po lekturze książki Nataszy Sochy, mogę stwierdzić, że jestem kurą domową z ekologicznej, a nie klatkowej hodowli, ponieważ mojego życia w żaden sposób nie ograniczają cztery ściany domu, a przez otwarte na świat okna wpada dużo powietrza i pozytywnego nastroju. Potrafię znaleźć czas tylko dla siebie, dla swoich pasji, a nawet w porywach „geniuszu” skrobnęłam swoim kurzym pazurem i wydawałam książkę, a obecnie pracuję nad drugą. Czuję się kochana i doceniana, więc mogę śmiało stwierdzić, że nie jest źle :)  
  
Niestety bohaterki książki Nataszy Sochy, to typowe kury domowe z klatkowej hodowli, uwięzione i tłamszone w domach, wypuszczane tylko po to, żeby wiedziały, jak wygląda słońce i jak smakuje powietrze. Przyduszone przez swoich mężów, gotowane na wolnym ogniu, aż w końcu doprowadzone do wrzenia… wrzenia, które ostatecznie przekonało je, że pora na solidne zmiany z życiu.

KURA NUMER 1 (Wiktoria) – świeżo upieczona rozwódka przed czterdziestką. Ukończyła z wyróżnieniem studia, ale za namową swojego męża, postanowiła zrezygnować z kariery i zostać królową idealnego domu, wyposażonego w najlepsze sprzęty do gotowania. Potrafi perfekcyjnie przygotować zupę rakową, krewetki tygrysie, duszonego królika w śmietanie i całą masę innych wyszukanych potraw, serwowanych głównie podczas domowych przyjęć, wydawanych dla rodziców, teściów i znajomych męża z pracy. Doskonale wie jak sprać plamy po owocach, kawie, krwi, a nawet szpinaku i bez zająknięcia recytuje najróżniejsze porady gospodyń domowych. Poinformowana pewnego dnia przez Tymona (męża) o tym, że w jego życiu pojawiła się inna kobieta, łaskawie obdarzona przez niego ochłapami z ich wspólnego majątku, na który przecież tylko on pracował, postanawia przeprowadzić się do Niemiec do swojej ciotki Klary. Nie zna dobrze niemieckiego, nigdy nie lubiła tego języka, ma spore uprzedzenia do Niemców, a jednak jedzie tam i próbuje zacząć nowe życie.

KURA NUMER 2 (Lea) – tłamszona przez swojego męża Ralfa kobieta, matka dwójki dzieci, która musi prosić o pozwolenie, żeby wyjść z domu. Jedyne ukojenie daje jej chwilowa ucieczka do stojącej w lesie, niezamieszkanej rudery, przebranie się tam w ulubione ubrania i samotne spacerowanie w pobliżu torfowiska. Kiedy odkryła, że we własnym domu jest tylko nic nie znaczącym meblem, na znak protestu postanowiła ogolić głowę na łyso: Ogoliłam głowę, gdy mój mąż przestał mnie zauważać. Kiedy powiedział mi, żebym nie wyrzucała pieniędzy na nowe ciuchy, bo i tak przecież nigdzie nie wychodzę. Kiedy potknął się o mnie w korytarzu, bo akurat klęczałam i naprawiałam szafkę na buty.

KURA NUMER 3 (Judith) – miłośniczka deserów i domowej roboty nalewki z pigwy, którą poprawia sobie humor. Sama o sobie mówi tak: Mam czterdzieści jeden lat, nie osiągnęłam w życiu nic, nie mam dzieci, choć zegar biologiczny już dawno rozsadził mi macicę, pochrząkiwanie wwierca mi się w mózg i czuję podskórne uzależnienie od internetu. Na dodatek jestem spasiona jak hodowlana świnia.


KURA NUMER 4 (Mara) – dawniej kobieta o silnej osobowości, buntowniczka, wiedząca, czego chce od życia, obecnie żona Wunibalda - człowieka, który postanowił wszystkie swoje niepowodzenia i frustracje wyładowywać w domu. Nie cieszył się szacunkiem i autorytetem w pracy, więc zapragnął rządzić w domu i „wytresować” po swojemu żonę.

Kobiety zaprzyjaźniają się i spotykają zawsze, gdy mogą choć na chwilę oderwać się od obowiązków domowych. Zmęczone apatią i rutyną wypadają na niecodzienny pomysł. Pewnego dnia rozbierają się do rosołu (dosłownie i w przenośni), zakładają weneckie maski, włączają kamerę i zaczynają gotować. Co z tego wyniknie? Czy wprowadzi to trochę radości w ich smutnych, nudnych życiach? Czy zaczną inaczej postrzegać siebie? Czy przestaną dusić się w czterech ścianach ich domów i zostaną zauważone przez własnych mężów? Tego Wam już nie zdradzę.

Natasza Socha napisała kolejną, przemyślaną i skłaniającą do refleksji powieść, którą czyta się jednym tchem i z całego serca kibicuje się jej bohaterkom. Zadbała o wiarygodność i plastyczność opisywanych scen. Raz całkiem poważnie, a raz ze szczyptą ironicznego humoru przedstawiła nam, jak wygląda powolny proces ukurzania żon przez swoich mężów.
Barwne postaci, lekkie pióro autorki, szybkie tempo fabuły, zabawne komentarze, zaskakujące spostrzeżenia i ukryte gdzieś między wierszami dobre rady niczym z poradnika perfekcyjnej pani domu to ogromne plusy tej powieści.

Wykorzystując fakt, że główna bohaterka przeprowadza się do Niemiec, autorka wplotła w karty swojej powieści niejednokrotnie zabawne i niewątpliwie prawdziwe uwagi dotyczące stereotypowego postrzegania relacji polsko-niemieckich, opartych na odwiecznej zasadzie „Niemiec twój wróg”.
Ogólna wiedza na temat Niemców i Polaków jest taka, że Niemcowi wydaje się, iż każdy Polak rodzi się z chęcią zabrania mu samochodu, lub przynajmniej jednego koła, Polacy zaś widzą w Niemcach mieszankę przemocy i bogactwa.

Książka Nataszy Sochy to przede wszystkim przestroga dla nas, kobiet, których życie kręci się wokół domu, męża i dzieci. Nie dajmy się zamknąć w złotych klatkach dziewczyny. Nie przeoczmy momentu, w którym z radosnych, szczęśliwych, pełnych życia nimf domowych zaczniemy przeistaczać się w pozbawione charakteru, niedoceniane, bezwartościowe meble. Dbajmy nie tylko o rodzinę, ale również o siebie. Weźmy od czasu do czasu "urlop od codzienności". Pamiętajmy, że dużo ważniejszy od odpowiednio przyprawionej zupy, idealnie doczyszczonej patelni i perfekcyjnie wysprzątanej piwnicy jest piękny, szczery, niewymuszony uśmiech na naszych twarzach.

Sposób serwowania „Rosołu z kury domowej”:              
Czytelniczka koniecznie musi porzucić swoje codzienne obowiązki, zapomnieć o praniu, sprzątaniu oraz prasowaniu, odesłać dzieci do taty (niech wymyśli im jakąś rozrywkę), najlepiej wyjść z domu i ułożyć się wygodnie na hamaku w ogrodzie. Książka w dłoni, mnóstwo pozytywnego nastawienia w głowie, obok tabliczka ulubionej czekolady, miseczka truskawek, dobra kawa lub herbata. Na zdrowie, smacznego!

AUTORKA - NATASZA SOCHA
Natasza Socha urodziła się w 1973 roku. Dziennikarka, felietonistka, pisarka, malarka i ilustratorka. Absolwentka dziennikarstwa i nauk politycznych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Przez wiele lat pracowała jako dziennikarka. Obecnie swój czas dzieli między Poznań a małą wieś pod Akwizgranem w Niemczech, gdzie znajduje inspirację do pisania. Jest mamą dwójki dzieci i miłośniczką zwierząt.
Zadebiutowała powieścią pod tytułem "Macocha". Do tej pory ma na swoim koncie już kilka powieści obyczajowych, w których w dowcipny sposób pisze o sprawach poważnych, podbijając serca wszystkich, którzy czytają jej twórczość. Jest artystyczną duszą - maluje akwarele, tworzy ilustracje do dziecięcych bajek, uwielbia czytać.
ŹRÓDŁO:
http://www.empik.com/szukaj/produkt?author=Socha+Natasza
 
ROSÓŁ Z KURY DOMOWEJ NA lubimyczytac.pl
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/261021/rosol-z-kury-domowej

PROFIL AUTORKI NA FACEBOOKU
https://www.facebook.com/nataszasocha73?fref=nf



 Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce.

4 komentarze:

  1. Właśnie czytam i jak zwykle jestem zaskoczona przenikliwością autorki. Z tej powieści płynie gorycz i okrutna refleksja, w końcu same po części jesteśmy sobie winne ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Autorka "wgryzła się" perfekcyjnie w ten temat.

      Ja czekam już na kolejną książkę :)

      Usuń
  2. Ooo zaciekawiła mnie tą powieść :D chociaż bardziej wolę stwierdzenie " menadżer domu" :D ale rosół lubię, z chęcią sięgnęłabym po tę powieść :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam i niech ten "rosół" smacznym będzie :)

      Usuń